Thursday, 7 November 2024

Polemika z prezesem POSKu

List do Tygodnia Polskiego ukazal sie 11 go pazdziernika 2024 Szanowny Panie Redaktorze! Prezes POSKu, dr Marek Laskiewicz, zupełnie mnie zaskoczył zapowiadając w TP w ubiegłą niedzielę publiczne spotkanie na temat mojego apeluo demokratyzację POSKu, mimo mojej nieobecności w tym czasie w Wielkiej Brytanii. Czuję więc potrzebę dać szybkiej odpowiedzi na jegokrytyczne uwagi w swojej zapowiedzi wymierzonej we mnie na łamach TygodniaPolskiego.    Po pierwsze, przyjmuje że nie wszystkie osoby, któreprzekazują mu mandat aby głosować w ich imieniu na Walnym Zebraniu na jego reelekcję, są jego pupilami. Wystarczy że jednak jest poważny ich procent.Głównym problemem w operowaniu masowego głosowania przez proxy na walnymZebraniu POSKu leży w tym że duża ilość uczestników bierze, mimo woli, czynny udział w decyzjach nie będąc obecni, i o których treści są kompletnienieświadomi. Robią to w tajemnicy przed pozostałymi członkami zebrania. Systemproxy może działać legalnie tylko jeżeli głosowanie jest przejrzyste iczłonkowie POSKu wiedzą ile osób posiada te głosy podarowane przez innychczłonków. Tymczasem Prezes i jego zwolennicy robią z głosów proxy wielkątajemnicę co tylko pobudza głębsze podejrzenia. Następnie, prezes Laskiewicz proponuje unieważnić do końcagrudnia br. obecne umowy z restauracją Łowiczanka (z którą POSK współpracujeowocnie od 38 iu lat) , i z prywatnym klubem POSKlub, na czwartym piętrze, (zktórym POSK współpracuje 48 lat), aby przekazać ich pomieszczenia nowym anonimowymosobom bez dotychczasowego ogłoszenia terminu publicznego przetargu, którewymaga Statut POSKu. Zamiast załatwiać te sprawy polubownie sprawa toczy się wsądzie a my nie widzimy żadnych korzyści. Gorzej, tylko straty dochodu. Czy jestto przykład "dynamicznego podejścia nowego zarządu"? A może chodzi tuo „dynamiczną” wymianę przeszło połowy niezadowolonych członków zarządu w jednym roku.  Prezes lansuje ponad to, od dwóch lat swój tzw „wirtualnymuzeum”, chowający się pod nazwą Anglo-Polish Cultural Exchange, który nieposiada dotychczas ani jednego eksponatu. A koszty jego przekraczają jak dotąd£100,000. Poza szeregiem paru ciekawszych wystaw, instytucja ta zajmuje sięorganizowaniem konferencji naukowych poza Londynem z żadną oczywistą korzyściądla POSKu a kontrakt z główną dyrektorką tej inicjatywy nie został ujawniony aniRadzie ani Komisji Rewizyjnej. Istnieje zapowiedź realnego muzeum zajmującajedną salę w POSKu, ale bez żadnej korzyści finansowej dla POSKU. Komisjarewizyjna kwestionuje "sens istnienia takiego kosztownego Muzeumwirtualnego POSKu."   Dalej, Prezes chwali bezpłatne wydarzenia jak odczyty poezji, co również miało miejsce i przedtem, ale członkowie jego zarządu poważnie martwili się ilością tych darmowych przedstawień które blokowały dostęp do sali teatralnej dla regularnych użytkowników, jak np. Syrena czy Scena Polska,kiedy dochody POSKu z wynajmu kurczą się dramatycznie.  W ostatnim punkcie, należę do tych co uważają ze POSKpowinien chronić swoją niezależność i, mając obecnie wystarczająco rezerw finansowychpo sprzedaży domu na Frascati w Warszawie, Prezes nie powinien poddawać siępokusom dotacji od organizacji polskich mających swoją agenda czy swój osobliwy program działania.   Te różnice w metodach zarządzania poszły już tak daleko ze 29 go września Rada POSKu przegłosowała jednogłośnie wniosek oceniając że nadaje się do bycia dyrektorem POSKu. Dość miernego folwarku,i trzeba wrócić do porządnej organizacji charytatywnej służącej Polsce. Pan Prezes nie raczył nawet przybyć na to zebranie Rady i udaje że takie zebraniejest statutowo nieważne. Ostatecznie Walne Zebranie 9 go listopada rozstrzygnieczy Prezes utrzyma się, lub czy zastąpi go młodszy i bardziej rozsądny kandydat, jak Marcin Kalinowski.  Z powaźaniem Wiktor Moszczyński

Jak mozna uniknac rozlamu w POSKu

Artykul opublikowany w www.Londynek.net 8 listopada 2024 W ostatnim artykule w Londynku, Zarząd POSKu chwali się ze życie kulturalne w POSKu kwitnie i ze żadnego rozłamu nie ma. I rzeczywiście odbywają się różne wydarzenia kulturalne jak koncerty chopinowskie zgodnie ze stałą tradycją POSKu. Słuchacze mogli nacieszyć się słuchając wykwintnych dźwięków na nowym fortepianie Steinway, i nie musieli się martwić oriyginalną ceną £94,000 na ten zakup, którego termin na zwrot kosztów nabytku trudno przewidzieć. Co prawda szereg koncertów i wydarzeń na wiosnę tego roku, które miały święcić 60-lecie POSKu trzeba było odwołać w ostatniej chwili, a Bal 60-lecia odłożono z wiosny na wrzesień. Zdarza się. Zarząd chwali się ze sytuacja finansowa jest zdrowa, ale to nic dziwnego bo jeszcze poprzedni zarząd załatwił wreszcie przekaz £2mln ze sprzedaży domu na ulicy Frascati w Warszawie który teraz się procentuje. Właściwie szkoda tylko ze nie zainwestowano część tych funduszy na konieczne remonty w Sali Teatralnej i Sali Malinowej. Ale sytuacja jest daleko od tego aby była zadowalająca. Prezes twierdzi w "Tygodniu Polskim" ze będzie "zarządzać i działać dynamicznie... Tak więc będą następować zmiany za zmianami". Ale wciąż, mimo tych zapowiedzi, mało wiemy o tych planach. Tragizm sytuacji w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym leży w tym że w ostatnich latach Prezes, mimo że był wybrany już trzykrotnie, podejmuje wciąż decyzje po amatorsku samowolnie, i dlatego niestety nie umie ostatecznie dopasować tego co nazywa swoją „wizją” do świata realnego. Zapomina że celem kluczowym brytyjskiej organizacji charytatywnej jak POSK jest wspólne dobro, gdzie ogólna strategia i poszczególne decyzje podjęte są kolegialnie, przy współpracy z Zarządem, z Radą POSKu i ze szerszą publicznością, trzymając się przepisów Statutu na podstawie którego był wybrany. Niestety rok obecny kończy się tym że pozostaje mu tylko kadłub swojego Zarządu, po straceniu więcej niż połowę jej członków. Tymczasem Komisja Rewizyjna nie chce mu przyznać absolutorium, a Rada uchwala wniosek w którym mówi że „Prezes nie nadaje się na Dyrektora POSK’u” (co jest równoznaczne z wotum nieufności). Tymczasem Prezes wciąż informuje mediom że „nie ma żadnego rozłamu”. Co tu się dzieje? W wypadku Zarządu dymisje i rezygnacje niezależnie myślących dyrektorów postępowały w dramatycznych okolicznościach. Na przykład, jeden dyrektor był usunięty w czasie pobytu w szpitalu, jeden w czasie pobytu w Polsce, dwóch nie dopuszczono do decydującego zebrania zarządu bo Prezes zawłaszczył wszystkie klucze do biura POSKu. Ostatnio jeden Dyrektor musiał zrezygnować bo sprofanował afisz wyborczy kontrkandydata Marcina Kalinowskiego, zamalowując mu wąsy i dodając znaczące słowo "Adolf". Tymczasem przez dwa lata Prezes występował też jako swój własny Skarbnik, tak że nie było oddzielnej kontroli nad wydatkami, a w ostatnich miesiącach Prezes również przejął rolę dyrektora od kultury, bhp i opieki społecznej. Taki monopol władzy jest sprzeczny z Charity Act 2011. Radę POSKu też traktował jako zło konieczne, nie przekazywał kluczowych informacji finansowych i nie dopuszczał do uchwalenia niewygodnych dla niego wniosków. Protokoły były przygotowane niechlujnie, a Rada wciąż czeka na ostatnie dwa protokoły. Następowały sceny surrealistyczne gdzie członkowie Rady opuszczali masowo salę obrad protestując przeciw jego decyzjom nie przyjęcia ich wniosków do głosowania, a gdy wybrani delegaci Rady POSKu zgłaszali się do Biura POSKu aby sprawdzić zamówioną dokumentację, Prezes poinformował ich przez domofon że ich nie wpuści, po czym po cichu wymknął się z budynku. Gdy Rada powołała, zgodnie ze Statutem, zebranie z wnioskiem o wotum nieufności, Prezes nie przybył na zebranie i nie uznał ważności tego zebrania. Na radzie 2 listopada znów nie przyjął pod głosowanie wniosek domagający zatwierdzenie protokołu z zebrania wrześniowego na który nie przybył. Komisja Rewizyjna też czuła się zmuszona złożyć raport do Walnego Zebrania że członkowie nie dostawali żadnych sprawozdań finansowych i wyjaśnień co do decyzji Zarządu i mocno krytykowala inne decyzje Prezesa.. W tej atmosferze napięcia i podejrzliwości Prezes podejmował cały szereg szkodliwych decyzji. Dał na przykład 6 miesięczne wymówienie restauracji Łowiczanka z którą POSK współpracuje przez 38 lat, po tym jak przez niemal 2 lata nie odpowiadał na jej plany unowocześnienia restauracji i popularnej Cafe Maya. Dopiero dowiedzieliśmy się w ostatnich tygodniach że jego intencją jest wprowadzenie szeregu konkurujących restauracji w jednym budynku i że marzą się jemu gwiazdki Michelina. Przez dwa lata trzymał to w tajemnicy, a teraz czeka POSK bardzo niebezpieczna rozprawa sądowa i potencjalna utrata dochodu z restauracji na nieokreślony czas, a POSK może być bez funkcjonującej restauracji na Święta i Nowy Rok. Równie pochopna jest jego decyzja wymówienia wynajmu dla 48-letniego POSKlubu, spowodowane nałożeniem zbyt wysokiego czynszu. Też nie znany jest powód zamknięcia, bez deklarowanego planu na przyszłość. Innym przykładem jest remont Sali Malinowej. Prezes zwlekał przez szereg lat z przygotowaniem specyfikacji i budżetu mimo nalegań Rady i mimo zdobycia odpowiednich funduszy na ten cel przez poprzedni Zarząd. W końcu rozpoczął pracę w lecie br. ale bez specyfikacji, i bez przetargu, choć wysoki koszt projektu tego prawnie i statutowo wymagał. Prezes rozdzielił prace na cztery małe kontrakty, każdy poniżej £25,000, zapraszając kontrahenta do przygotowania własnej specyfikacji. Skutek był taki że klimatyzacja nie chłodziła sali, nagłośnienie nie działało, ekran na nadawał się na wizualne prezentacje, barek na Sali nie mial wody, nie ma schodków do podium, a nowa podłoga była za słaba, tak że pierwsi klienci brytyjscy tej sali, Chiswick Arts i Addison Singers, odmówili dalszego użycia jej. Mimo tego Prezes chwalił się wielkim sukcesem „nowoczesnej sali na XXI wiek”. Z wielkim entuzjazmem Prezes ogłosił wprowadzenie okablowania w różnych salach POSKu aby wprowadzic tzw. "hybrydyzacje". To nieco chybiony pomysł, nie zatwierdzony przez marketing, aby wszelkie występy artystyczne w POSKu mogłyby byc nagrane dla publiczności nie przybywającej do POSKu. Mimo tego kable nie są jeszcze podłączone do sieci, a prace wykonała firma której główny dyrektor był członkiem Rady, a obecnie jest nawet Dyrektorem POSKu, wbrew przepisom statutowych w tej sprawie. Również na kluczowy remont czeka od szeregu lat widownia w Sali Teatralnej. Kluczową częścią „wizji” Prezesa był muzeum, najpierw wirtualny, a następnie fizyczny. Wirtualny muzeum ograniczył się do strony internetowej pod nazwą Anglo-Polish Cultural Exchange, prowadzonej z wielkim rozmachem przez wysoko płatną kierowniczkę która pod tym szyldem organizowała wystawy i konferencje, nie zawsze na terenie POSKu. Z tego POSK miał słabe korzyści reklamowe. Ostatnio, kontakt z tą osobą został tajemniczo zerwany, i trudno dopatrzyć jakie były ostatecznie korzyści z tej współpracy, mimo kosztów przekraczających £100,000. W wypadku trzech zaplanowanych muzeów fizycznych, okazało się że w tajemnicy przed Radą i nawet członkami Zarządu, Prezes realizował długoletni plan opróżnienia wystarczającej ilość sal aby to zrealizować. Już przeszło rok trzymał pusto pomieszczenie po firmie Kasa UK, odrzucając propozycje wynajmu zainteresowanym klientom, i obecnie szuka na ten cel możliwość przeniesienia księgarni PMS do frontowej auli. Trzeba pamiętać że taki POSKowy muzeum nie płaciłby żadnego czynszu, i znów zmniejszyłby przychody dla POSKu. Mimo tych wyraźnych niedociągnięć Prezes wyraża zadowolenie ze swojej działalności i wmawia wszystkim że po swoim wyborze ożywił POSK i że przywrócił POSKowi prestiż jako placówka polskości w Londynie. Można przyznać że ożywił nieco członkostwo POSKu wśród nowej polonii, ale POSK zawsze miał dobrą renomę wśród zwiedzających Polaków z Polski i w brytyjskim społeczeństwie. Przyjeżdżali tu polscy i brytyjscy premierzy, ministrowie, członkowie rodziny królewskiej, słynni artyści, a szczególnie popularne było kino polskie które obecny zarząd zaniechał. Poziom artystyczny występów nie jest wcale większy niż za czasów jego poprzedników, jak mylnie twierdzi Prezes. Jest prawdą że prezesurę dr Laskiewicza poprzedził okres pandemii. W tym okresie oczywiście drastycznie zmniejszył się użytek budynku, i to mogło dać wrażenie że nowy prezes rzeczywicie ożywił życie artystyczne i towarzyskie w budynku. Najbardziej szokująca była decyzja wprowadzenia zmiany w Statucie która złagodziła przepisy broniące POSK przed wyzyskiem finansowym dla potencjalnych kontrahentów którzy byliby również członkami Rady. Obecny Artykuł 6(3) nie zezwala na to by członek Zarządu czy Rady, czy nawet osoba mającą związek z członkiem Rady, mógliby korzystać ze sprzedaży towaru lub usług POSKowi, a Artykuł 6(5) zezwala osobę mającą podobny związek do korzyści materialnej tylko w wypadku specjalnej uchwały Rady. Na Walnym Zebraniu Zarząd dr Laskiewicza przedstawił wniosek zezwalający na to by wybrany członek Rady mógł również korzystać z zawarcia umowy o sprzedaż towaru czy usługi jeżeli warunki umowy są przedstawione Radzie i wyjaśniono by innym członkom Rady że byłoby to w najlepszym interesie dla POSKu. Gdzie poprzednio była tylko mała szparka możliwości udzielenia płatnej usługi, przy nowym artykule ta szparka zamienia się potencjalnie w bramę wjazdową dla biznesu. Groziłaby nam już nowa Rada, nie społeczników, ale kolesiów po fachu. Taka propozycja, jak i poprzednie przykłady działania, potwierdzają tylko że dr Laskiewicz nie rozumie, czy nie chce rozumieć, że praca w organizacji charytatywnej wymaga decyzji zespołowej, że rola Prezesa powinna tylko być tylko nadzorcza nad pracą członków zarządu, i że nie może tylko rządzić jednostka wykonująca plan trzymany w tajemnicy przed Radą. Musi być też wyraźny podział między pracą wolontaryjną członków Zarządu czy Rady, a komercyjną stroną działalności POSKu. Obawiam się że obecny Prezes, i pozostali członkowie jego Zarządu, nie są w stanie dostosować się do kluczowych zasad które Charity Commission wymagałoby od władz organizacji charytatywnej jak POSK. Zachowują się jakby pod wrażeniem że polski charakter tej instytucji zwalnia ich od trzymania się zasad brytyjskiego prawa zawartego w Charity Act 2011, gdzie ma ich obowiązywać kolegialność, przejrzystość informacji, i brak konfliktu interesów. Jawnym przykładem jakby polskiego elementu tego nadużycia jest sposób przeprowadzenia wyborów na Walnym Zjeździe w którym Prezes i jego najbliżsi współpracownicy wykorzystują każdego nowego członka POSKu zapisanego w czasie szkoleń dla pracowników technicznych prowadzonych przez dr Laskiewicza. Tu każdy nowy członek jest od razu zachęcany do podpisania głosu proxy. Po zbiorze takiego żniwa kartek wyborczych prezes jest zapewniony swojej re-elekcji i jest w praktyce wolny do dalszego wykonywania swojego programu, niezależnie czy większość aktywnych członków POSKu tego życzy, czy nie. Ma to też ten korumpujący efekt że inni członkowie dołączają się do tego corocznego wyścigu o mandaty proxy, co daje każdemu kolejnemu Walnemu Zebraniu charakter konfrontacyjny a nie spójny. W innych organizacjach charytatywnych głosy proxy przekazane są tylko do przewodniczącego zebrania z wyraźnymi instrukcjami na co ma głosować. Wydaje się że zmiana w kierownictwie na walnym Zebraniu 9 listopada br. jest dopiero pierwszym krokiem aby wyzwolić organizację od tych wypaczeń. Patrząc na ulotkę wyborczą kontrkandydata Marcina Kalinowskiego widać że „zaufanie i współpraca” jest jednym z jego głównych haseł. „POSK..to Wy .” Młodszy przedstawiciel nowej Polonii, przedsiębiorca doświadczony w zarządzaniu, przez dwie kadencje p. Kalinowski pełnił funkcję dyrektora POSKu od spraw domu, i jest gotowy do współpracy z osobami ze świata kultury i szkolnictwa. Byłby przynajmniej otwarty na nowe propozycje potrzebnych zmian w statucie i w metodach zarządzania aby były zgodne z wymogami prawodawstwa charytatywnego. Byłby tez pierwszym Prezesem POSKu z nowej polonii. To prawda że grozi obecnie konstytucyjny rozłam w POSKu, ale przy odpowiednim wyniku wyborów są wszelkie znaki że POSK odżyje cały i zdrowy. Wiktor Moszczynski Czlonek Rady POSKu Wiktor Moszczyński

Monday, 30 September 2024

Marcin Kalinowski, kandydat na prezesa POSKu

Komunikat Prasowy O godz 1800 w niedzielę 29 września br. w restauracji Łowiczanka odbyła się konferencja prasowa Marcina Kalinowskiego, nowego kandydata na Prezesa Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego w Londynie (POSK). Przy nim wystąpili również, w charakterze organizatorów zebrania, Wiktor Moszczynski, autor książki "Polak Londyńczyk" i Janusz Wajda, były sekretarz POSKu. Marcin Kalinowski jest doświadczonym działaczem społecznym który przez dwie kadencje pełnił funkcję Dyrektora POSKu, z ważną odpowiedzialnością za utrzymanie i remont budynku. Jest również 44 letnim przedsiębiorcą, urodzonym w Polsce. Mieszka w Londynie gdzie założył rodzinę i wychowuje dwie dorastające córki. Jest świetnym przykładem nowo przybyłej polonii brytyjskiej, pełnej patriotyzmu i zapału do pracy, która tworzy nowa polską wspólnotę na Wyspach Brytyjskich. Marcin jest doświadczonym i szanowanym pracodawcą i społecznikiem, spokojnym, uczciwym i skutecznym, zarówno w pracy zawodowej i społecznej. Wolny czas poświęca nie tylko rodzinie, ale też zajmuje się wędkarstwem, jazdą motocyklem i udziałem w uroczystościach patriotycznych na terenie Anglii. Marcin Kalinowski traktuje POSK jako prawdziwe serce polonii brytyjskiej, które powinno pozostać finansowo niezależne i nie powinno uzależnić swojej przyszłości od zewnętrznych dotacji. W czasie konferencji wyjaśnił że chce uskutecznić wynajmowanie budynku przez polskie instytucje i biura i nie pozwolić na to aby sale i pokoje pozostawały puste przez wiele miesięcy, bez lokatorów i bez zapewnionych użytkowników. Uważał tez że nie można dawać wymówienie ważnym długoletnim lokatorom POSKu, przynoszącym wielotysięczny dochód rocznie POSKowi, tak jak obecnie ma miejsce, bez zapewnienia sobie nowych użytkowników zdobytych drogą jawnego przetargu. Chce uatrakcyjnić wynajem biur przez wyraźny podział budynku na część społeczno-artystyczną, i część komercyjną, tak jak obecnie jest oddzielona część rezydencka. Marcin uważa że trzeba wykorzystać obecne rezerwy bankowe na unowocześnienie teatru i zapewnić bardziej efektywne kierowanie programów artystycznych, łącznie z ponownym reaktywowaniem kina z polskimi filmami, gdyż to byłaby silna atrakcja przyciągająca do POSKu mlode rodziny, szczegolnie z mieszanych małżeństw. Marcin Kalinowski chce też aby jego administracja mogla uniknąć obecnych konfliktów w POSKu przez dobrą współpracę i wspólne zaufanie między zarządem a innymi organami POSKu. Głównym hasłem którym się kieruje jest "POSK to Ty!" Marcin Kalinowski posiada szeroki wachlarz poparcia w środowisku londyńskim. Jego kandydaturę poparli, m.inn. przedstawiciele emigracji niepodległościowej Jagoda Kaczorowska i Jolanta Sabbat; była prezes POSKu, Joanna Młudzińska ; Włodzimierz Mier Jędrzejowicz, rektor Polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie; artysta sceny i muzyki, Teresa Greliak; kierownik Teatru POSK dla Dzieci, Monika Kobylec; oraz działacz oświatowy, Żaneta Brudzińska. Jego promotorzy uważają że Marcin Kalinowski jest jedyną nadzieją na unowocześnienie POSKu i na przywrócenie dobrych zwyczajów respektujących wolę wszystkich członków POSKu. Wybory na prezesa POSKu odbędą się na Walnym Zebraniu POSKu który odbędzie się w Sali Teatralnej w sobotę 9 go listopada br o godzinie 11 ej. Członkowie POSKu są mocno zachęcani aby przybyć na Walne Zebranie, ale osoby nie mogące wziąć udziału będą mogły uczestniczyć w głosowaniu przez przekazanie swoich głosów proxy zaufanemu uczestnikowi zebrania. Powyższy komunikat wydany przez Sztab Wyborczy Marcina Kalinowskiego, POSK, 240 King Street, London W6 0RF W wypadku potrzeby kontaktu czy zadania pytania prosimy zwrócić się telefonicznie do niżej podpisanego Wiktora Moszczyńskiego, tel 07786471833.

Friday, 23 August 2024

Ratujmy POSK

Drodzy czytelnicy Tygodnia Polskiego, Drodzy Rodacy którym blisko serca jest przyszłość perły polskiego Londynu, czyli POSKu Bijemy na alarm aby ratować demokrację i dobre imię POSKu. Historia pierwszych 60 lat tej instytucji napawa dumą nie tylko Polaków w Wielkiej Brytanii, ale na całym świecie, łącznie z Polską. Książka Józefa Garlińskiego "Cud nad Tamizą" daje smak tych wielkich osiągnięć kiedy ogromnym poświęceniem istniejących wówczas polskich niepodległościowych organizacji społecznych, i przy poparciu wdowiego grosza od całego społeczeństwa, powstała z niczego imponująca polska instytucja społeczna i kulturalna w Londynie. W niej znalazły schronienie nie tylko największa polska biblioteka poza Polską, ale również siedziba polskiego teatru, restauracja, galeria, księgarnia, polska prasa, Instytut Piłsudskiego i liczne cenne polskie ośrodki jak Polska Macierz Szkolna, Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii i Stowarzyszenie Kombatantów Polskich. Mimo powracających kryzysów finansowych i braku stałego mecenasa, organizacja ta przetrwała i kwitła, niezależnie od pokus PRL owskich organów. Niestety istnieje wielka obawa że ten wniosły projektMiał to być odważny nowy kierunek, nowa wizja, społeczny, ze swoim masowym członkostwem, może się rozpaść pod nową administracją od roku 2021 Marka Laskiewicza. Miał to być odważny nowy kierunek, nowa wizja, nowi ludzie. Ale mamy potwierdzenie na ostatnim zebraniu Rady POSKu 3 sierpnia br. że, pod swoim hasłem "Nowy POSK", "wizja” Marka Laskiewicza dla POSKu jest całkowitym zaprzeczeniem wizji jej założycieli i ich następnych pokoleń. Znamy juz kierunek w którym podąża obecne kierownictwo POSKu. Nie jest to juz niestety tradycyjne demokratyczne zbiorowe dzieło społeczników polskich w Wielkiej Brytanii prowadzone na korzyść polskiej diaspory i zgodnie z wymogami angielskiego prawa charytatywnego. Raczej to przypomina izbę rozrachunkową dla dorabiających się kolesiów wyszkolonych przez Prezesa, w poszukiwaniu kontraktów. Potwierdza to zadeklarowana propozycja Prezesa aby zmienić Statut żeby złagodzić (a nie zaostrzyć!) obecne przepisy dla członków Rady o unikaniu korzyści materialnych. Mamy obecnie duży narybek nowych członków. Ale nie jest to wyłącznie dobra wiadomość. Po otrzymaniu swoich dyplomów zawodowych duża ilość polskich rzemieślników i techników, szkolonych przez Prezesa w jego roli zawodowej, rekrutowani są jako nowi kandydaci na członków POSKu. Wykorzystani są do utrzymania Prezesa na swoim stanowisku bo składając, za namową Prezesa, podanie na członkostwo POSKu, namawiani są do podpisania deklaracji przekazującej swój głos na użytek Prezesa w głosowaniu przez proxy. W ten sposób popierają Prezesa i jego wspólników w Radzie POSKu w wyborach corocznych na Walnych Zebraniach. Z takim zasobem paruset przekazanych głosów Prezes zapewniony jest corocznego ponownego wyboru siebie jako Prezesa i swoich zwolenników do Rady POSKu. Z takim zapleczem w głosowaniu Prezes czuje się na sile podejmując arbitralne decyzje, np. wypowiedzenie pomieszczenia dla restauracji Łowiczanka po 34 latach współpracy, czy POSKlubu, nie przyjęcia do dyskusji wniosków dla niego niewygodnych, czy zwalniania, lub zmuszenia do rezygnacji, połowy swoich Dyrektorów w tym roku. Robi wszystko aby przeprowadzić swój obsesyjny projekt polskiego wirtualnego muzeum, które nie przynosi żadnego dochodu, kosztuje do £50,000 rocznie i jest krytykowane na każdym kroku przez większość w Radzie POSKu. Na miejsce historycznej książki „Cud nad Tamizą”, mamy teraz tylko „smród nad Tamizą”. Piszę to z wielkim żalem, nie tylko dlatego że obecny zarząd wykonuje destrukcyjną robotę nad historycznym ideałem POSKu, ale również z powodu poważnej obawy przed niezdrowym zagospodarowaniem budynku. Spodziewałem się od Prezesa i jego drużyny, nie tylko większej ideowości, ale również większego profesjonalizmu. Tajemniczość i brak przejrzystości w prowadzeniu rachunkowości i zarządzaniu tak cennego majątku, nie wróży dobrze dla dalszej przyszłości tej instytucji. Koncerty są ogłaszane i odwoływane, sale są wynajmowane za darmo faworyzowanym osobom czy organizacjom, kontrakty są wynagradzane znajomym przedsiębiorcom, pianina są zakupione na użytek w nieodpowiednich salach, a pomieszczenia biurowe są pozostawiane bez lokatorów z braku decyzji o ich przyszłości. Poza tym Prezes woli też polegać coraz bardziej na uzależniających subsydiach od instytucji z Polski zamiast stawiać na tradycyjną niezależność POSKu, W tej sytuacji, ci którzy chcą jeszcze wyprowadzić POSK na właściwą drogę, mają w tej chwili ograniczone możliwości działania. Koniecznością jest zmobilizowanie istniejących członków POSKu do aktywnego udziału w następnym Walnym Zebraniu POSKu 9 listopada i zwiększenie członkostwa POSKu niezależnymi głosami. Trzeba zarejestrować jak najwięcej nowych członków i złożyć te podania do biura POSKu jeszcze w pierwszych tygodniach września 2024. Szukajmy i zapraszajmy członków z naszych organizacji i wśród naszych osobistych przyjaciół aby stali się nowymi członkami POSKu. Zapisujmy swoich partnerów, swoich rodziców, swoich dzieci, szwagrów i kuzynów. Bez nowego narybku nawet szersze możliwości do głosowania nie pomogą. Liczymy na to że jeszcze zdążymy te nowe glosy przyjąć przed Walnym Zebraniem, o ile będzie zwołane zebranie Rady w październiku. Koszt jednorazowego członkostwa wynosi £60 ale jest dożywotni. Więc płaci się tylko jednorazowo a jest się członkiem na resztę życia. Każde podanie wymaga podpisy dwóch istniejących członków POSKu jako sponsorów. Oczywiście zawsze mogę przyjąć takie podania do podpisu i pomóc w znalezieniu drugiego sponsora. A istniejący członkowie powinni tym razem przybyć tlumnie na Walne Zebranie w POSKu 9 listopada o godzinie 11 ej. Jeżeli im zależy na przetrwaniu POSKu jako demokratycznej instytucji w rękach własnych członków, to przybycie i udział w głosowaniu jest obowiązkiem obywatelskim. Nawet gdyby nowi czy istniejący członkowie czuli że nie mogliby przybyć na Walne Zebranie fizycznie, z jakichkolwiek powodów, zawsze mogą złożyć Wam, czy mojej osobie, podpisy upoważniające użycie ich głosów w formie proxy. Bądźmy dobrej myśli. Przynajmniej wiemy że jeszcze robimy wszystko w naszych możliwościach aby ratować POSK, dorobek wcześniejszych pokoleń Polaków w Wielkiej Brytanii. Załączam link do podania na członkostwo POSKu. Pamiętajcie że to jednorazowa zapłata £60 i członkostwo utrzymuje ważność na całe życie. Przypominam o potrzebie podpisów dwóch istniejących członków jako sponsorów. https://posk.org/wp-content/uploads/2023/04/A_POSK_membership_application.pdf Ratujmy POSK. Z poważaniem, ale i z gorącym apelem, Wiktor Moszczyński Członek Rady POSKu Autor „Hello, I’m Your Polish Neighbour”, “Polak Londyńczyk” i “Ogłaszam alarm dla polskiego Londynu” Link do Wikipedii: https://en.wikipedia.org/wiki/Wiktor_Andrzej_Moszczy%C5%84ski

Saturday, 13 April 2024

Wyklad w Ognisku o ksiazce Chasing Phileas Fogg

 



W poniedziałek 15go stycznia w salonie na 2 piętrze w Ognisku Polskim odbył się wieczór autorski Wiktora Moszczyńskiego w związku wydaniem jego nowej książki w języku angielskim pt. „Goniąc Phileas Fogga: 80 Dni na Pokładzie Borealis”. („Chasing Phileas Fogg; 80 Days on the Borealis”. ) Autor opisał swoją podróż, wraz z żoną, na pokładzie statku Borealis, trwającą 80 dni, i trzymającą się z grubsza drogi morskiej bohatera książki Verne’go „W 80 dni dookoła świata”. Oficjalnie rejs celebrował 150 rocznicę pierwszego wydania tej książki Verne’go, ale również, na szczeblu osobistym, celebrował 50ą rocznicę ślubu państwa Moszczyńskich. W czasie wykładu autor wyświetlił na ekranie paręset zdjęć z podróży dookoła świata, wyrażając swój podziw i szacunek dla odmiennej kultury i obyczajów przeszło 14 różnych państw położonych na pięciu kontynentach. Zwiedzał m.inn. Egipt, Indie, Singapur, Wietnam, Japonię, Hawaje, Meksyk, Kolumbię czy wyspy karaibskie i o każdym kraju miał odpowiedni komentarz czy anegdotę. Opisał również w książce swoje przygotowania na rejs, nakreślając swoje doświadczenia jako działacz polonijny, nie pomijając swoją pracę w POSKu, Zjednoczeniu Polskim w Wielkiej Brytanii, Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, czy jako sympatyk i doradca Sceny Polskiej. Książka ma 44 stronic i zawiera 120 kolorowych zdjęć. 



Spotkanie w Ognisku zorganizował Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie, z poparciem Instytutu Polskiego w Londynie. Na wstępie, gości przywitał Dyrektor Instytutu Polskiego, Bartosz Wiśniewski, a Regina Wasiak-Taylor, prezes Związku Pisarzy, zaprezentowała dorobek literacki autora. Urywki z książki odczytywała słynna aktorka, Rula Lenska. Było obecnych około 70 słuchaczy, a po wykładzie autora, nastąpiły liczne pytania i sprzedaż książki z dedykacj osobista autora po konkurencyjnej cenie wyłącznie dla uczestników zebrania.  

Tuesday, 24 October 2023

I ja tam byłem, i głosy liczyłem



Byłem uprzywilejowany możliwością udziału w jednej z komisji wyborczych na terenie POSKu. Czytałem opisy innych uczestników tych komisji i podzielam ich poczucie spełnionego obowiązku, ich frustrację z powodu opóźnionego zatwierdzenia protokołów komisji przez Warszawę, ale przede wszystkim ich uniesienia jako świadkowie i uczestnicy tego festynu demokracji. Obserwowałem z dumą jak całe rodziny z dziećmi, samotni mieszkańcy czy panie w towarzystwie, starsi i młodsi, niepełnosprawni na wózkach i wysportowani wracający z siłowni, kolejno oddawali swoje cenne głosy dla przyszłości swojego kraju, mimo ich pobytu za granicą. Kolejki do naszych czterech komisji w POSKu ciągnęły się wspólnie jak jeden wąż w około budynku, nim je rozdzielono. Stali ludzie przez szereg godzin, cierpliwie i pogodnie, bez awantur, a nawet w dobrym humorze, posuwając się z wolna w kierunku przeznaczonej dla nich sali wyborczej. 

Gdy dotarli w końcu do progu, czekała ich komisja moich kolegów i koleżanek, sprawdzająca nazwiska i paszporty, podzielona alfabetycznie na cztery mini-kolejki. Czasem ludzie przepływali przez ten sprawdzian tożsamości zwinnie, szczególnie w momentach porannych lub wieczornych, a czasem był tłok przypominający stadion futbolowy, choć wciąż trwał spokój i ład. Następnie wyborcy, uzbrojeni już w ogromną płachtę zawierającą listę przeszło 250  warszawskich kandydatów do Sejmu, i dwóch do Senatu, stanęli ponownie lecz cierpliwie w następnej kolejce aby skorzystać z pospiesznie skonstruowanych prywatnych kabin do głosowania. Tam zasiadali spokojnie, albo sami brnąc przez te szeregi nazwisk, albo tworzyli panele rodzinne aby uzgodnić wspólnego kandydata, albo jeszcze dzwonili nawet do znajomych lub krewnych, prosząc o rady, i wyliczając nazwiska kandydatów, jak gdyby były to konie do wytypowania na następny wyścig.  Takich scen przy wyborach brytyjskich nigdy nie widziałem. Ci co nie chcieli doczekać się kabiny, bo brakowało tam miejsc, zasiadali sobie na krzesłach z boku, i wypełniali kartę wyborczą opierając się o kolano albo o ścianę. 

A potem podchodzili do przezroczystej urny, składając dyskretnie złożone karty do głosowania, często fotografując się nawzajem. Najpiękniejszy widok dotyczył te momenty gdy podchodziły do urny malutkie dzieci, nie sięgające nawet pokrycia tego magicznego pudła, starając się na oczach swoich dumnych rodziców wsadzać te upiorne dokumenty przez tak wąski otwór sięgający powyżej ich głowy. Czułem wtedy jakbym był na jakimś karnawale, a dusza moja śpiewała z wrażenia że wreszcie ocknął się ponownie duch narodu, uśpiony marazmem poprzednich lat. 

Po głosowaniu nastąpiło już liczenie. Najpierw uzyskaliśmy statystyki osób głosujących (w naszej komisji akurat 1772) z listy zarejestrowanych wyborców. A potem otwierano urnę i segregowaliśmy, z początku dosłownie na podłodze, karty wyborcze na sejm, na senat i na ten nieszczęsny referendum, który poprzednio niemal jedna trzecia głosujących dobrowolnie odmawiała. A potem przez następne godziny żmudnie liczyliśmy głosy poszczególnych sejmowych list wyborczych, a wreszcie poszczególnych już osób wyznaczonych na tych listach, kończąc na zliczeniu głosów na najpopularniejszego kandydata, który zdobył przeszło jedną trzecią wszystkich oddanych głosów. Liczenie głosów do senatu między dwoma tylko kandydatami było już rzeczą prostą. Ostatecznie w godzinach porannych poniedziałku zostały nam jeszcze głosy na referendum. Choć nie tak liczne jak głosy na sejm i senat, ale jednak bardziej skomplikowane w strukturze bo obejmowały cztery pytania z alternatywą „tak” czy „nie”, z ogromnym urozmaiceniem potencjalnych wyników. 

Byliśmy już głodni i chłodni, zasypiając w naszych krzesłach, lub na podłodze, w momentach wymaganego spoczynku. Dyrekcja POSKu dwukrotnie dostarczyła nam ciepłe jedzenie, mimo że w poniedziałki, restauracja i kawiarnia są zamknięte. Najgorszym okresem było wielogodzinne czekanie na potwierdzenie z Państwowej Komisji Wyborczej w Warszawie, którego w końcu nie doczekaliśmy się, bo nasze protokoły zatwierdzone zostały dopiero w około północy i odebrane zostały przez konsulaty. Wyniki wywieszono na drzwiach POSKu dopiero we wtorek. Po tych ciężkich godzinach liczenia i stresu, te sześć czy siedem godzin daremnego wyczekiwania odebrało nam nieco humor.

Wróciłem do domu o 8ej wieczorem w poniedziałek zmęczony ale zadowolony. A liczyłem jeszcze te głosy przez trzy noce we śnie. Ale te sny nie były juz koszmarami. Sama radocha.

Wiktor Moszczynski


Monday, 25 September 2023

Nieświadomy Sojusznik Putina?

 


Od początku tzw. “dobrej zmiany”, Prawo i Sprawiedliwość systematycznie wprowadzili program dramatycznych zmian w ustroju i w panującej ideologii naszego kraju. Jarosław Kaczyński nie baczył ani na dotychczasowe normy działania w Polsce, ani na opinię światową. Występował z wyraźnym wyzwaniem wobec opinii ekspertów prawnych czy gospodarczych, jak i elit kulturowych i naukowych. Wybrał dla swojego obozu jasną z góry zapowiedzianą politykę przemian, wykonaną nocnymi sesjami w Sejmie z żelazną dyscypliną nad własnymi posłami, z pogardą dla obozów opozycyjnych. Miał poza tym wysubtelnione wyczucie jak trafić do nastrojów mniej zamożnych warstw społeczeństwa polskiego, a szczególnie wiejskiego, nie mającego dostępu do innych źódeł informacji poza państwową TVP.  Grał na ich obawach, uprzedzeniach i kompleksach, ubierając je zręcznie w barwach narodowych.

Okrzyknięto prosperującą Polskę jako „kraj w ruinie” i przekształcono gospodarkę na system roszczeniowy z wrastającym sektorem upaństwowionym. Wykorzystano bogate rezerwy finansowe, odziedziczone po poprzednich rządach, na powszechny system nieokiełznanego rozdawnictwa, jak np. akcja 500 plus. Z początku te posunięcia ożywiały  gospodarkę przez wzrost konsumpcji na rynku wewnętrznym, ale zachwiały nieco wiarę wpływowych agencji ratingowych i inwestorów zachodnich w efektywność zarządzenia polskiej gospodarki. Kaczyński i jego pierwszy premier, Beata Szydło, nie przejmowali się tym bo nie znali obcych języków i opinia światowa ich nie interesowała. Tymczasem monopolizowano krok po kroku media krajowe, które wszczęły ostrą kampanię nienawiści i pogardy wobec partii opozycyjnych, niezależnych ośrodków społecznych, i wybitnych jednostek w świecie kultury i nauki, szanowanych w opinii zachodniej.  Oskarżono opozycję o prowadzenie „totalnej opozycji”, kiedy to rząd prowadził przeciw niej politykę „totalną”. Pozostałe ośrodki niezależnej prasy czy telewizji, jak choćby TVN, OKO Press czy Gazetę Wyborczą, zwalczano administracyjnie i w bezustannych pozwach sądowych. Wprowadzano ogólny element zastraszenia. Kaczyński działał zgodnie z klasycznymi orwellowskimi wzorcami zcentralizowania władzy i środków medialnych.

Poprzednie rządy w Polsce miały od 25 lat stały kierunek działania zapewniający Polsce bezpieczeństwo i rozwój gospodarczy w oparciu o sojusz transatlantycki, uczestnictwo w ukladach europejskich, i transformację gospdarki na system wolnorynkowy. Przez okres światowego kryzysu finansowego, Polska była jedynym państwem europejskim który nie doznał recesji. Polska żyła zgodnie ze światem demokratycznym, szanująca istniejące układy i z kolei szanowana jako sojusznik promujący wartosci państw zachodnich, na którym można polegać. Wojska polskie służyły w Afganistanie i w Iraku. Ambicją ówczesnych rządów był dostęp do ewentualnego udziału w szczytach światowej grupy G20. Nawet w wypadku Rosji, Polska początkowo również wgłębiła się we wspólny front demokratycznych sojuszników liczących na ewentualną pokojową europeizację Rosji drogą wymian handlowych i kulturowych. Wykorzystano względną wówczas dobrą wolę Rosji aby założyć i utrzymać cmentarze polskich ofiar stalinowskiego terroru, a szczególnie miejsc pochówku dla zamordowanych oficerów w Katyniu, Ostaszkowie i Starobielsku. Wspólnie też uczczono ofiary katastrofy smoleńskiej. Ale cały czas Polska stała na czele tych państw które ostrzegały kraje zachodnie przed rosnącymi dążeniami imperialistycznymi Federacji Rosyjskiej i wyraziła gotowość obrony niezależności Ukrainy.

Po roku 2015 nowe władze w Polsce wzmocniły swoją wrogość wobec Rosji, ale dolewały oliwy do ognia oskarżając Rosję wręcz o spowodowanie katastrofy smoleńskiej, w rzekomym porozumieniu z poprzednim rządem polskim. Po prostu traktowali to oskarżenie instrumentalnie, choć, mimo wszelkich starań, nie byli w stanie to oskarżenie uzasadnić. Ich celem nadrzędnym była próba skompromitowania opozycji. 

W wypadku państw zachodnich, Polska po roku 2015 wyraźnie zaczęła zmieniać kierunek. Zaczeło się już w pierwszych miesiącach od rajdu nocnego na siedzibę NATO w Warszawie, i od całostkowej likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, pod pozorem dekomunizacji, choć pzez wiele lat owocnie współpracowały z sieciami wywiadowczymi na Zachodzie. Szeregi rządowe i ich media powszechnie potępiały liberalne wartości europejskie, szczególnie wykpiwając ich podejście do szanowania praw mniejszości i ich uczulenia na zachodzące zagrożenia wynikające ze zmian klimatycznych. Sam szef MSZ Witold Waszczykowski wodził rej w prowokacyjnym i niedyplomatycznym wyśmiewaniu wartości zachodnich. Przypominało to stałą PRLowską propagandę zochydzającą Zachód i zachodnie ustroje. Od początku, również pod fałszywym hasłem dekomunizacji, starano się wbrew Konstytucji, podporządkować niezależne sądownictwo pod kontrolę polityczną ministerstwa sprawiedliwości i wprowadzano sankcje przeciwko sędziom nie godzącym się na te zmiany. Rządy polskie obrażały się na ogólnie szanowane instytucje zachodzie gdy te śmiały krytykować aspekty „dobrej zmiany”, które wyraźnie były niezgodne z tradycyjnymi wartościami demokratycznymi Zachodu.

Z początku bardziej dyplomatycznie, ale z czasem już w ostrzejszych tonach, instytucje unijne ostrzegały Polskę przed podważaniem wspólnie przyjętych norm demokratycznych, a w tym i łamaniu własnej Konstytucji która tym normom podlegała. Doszło w końcu do tymczasowego wstrzymania dla Polski należnych jej funduszy na rzecz post-covidowej odbudowy, dopóki do tych norm nie powrócono. Polska polityka rządowa przemieniła się z czasem w otwartą wojnę z instytucjami i wartościami europejskimi, często pod pozorem utożsamiania unijnej Europy z państwem niemieckim. W odróżnieniu od Wielkiej Brytanii, polski rząd nie ma zamiaru opuścić Unię Europejską. Ale robi wszystko, wspólnie z autorytatywnym rządem węgierskim, aby podważyć ład europejski od wewnątrz i zastąpić go swoją ideologią państwa suwerennego z wartościami odmiennymi od liberalnych. W swoim pierwszym wywiadzie po objęciu funkcji, obecny premier Mateusz Morawiecki zapowiedział że jego celem jest, po prostu, „rechrystianizacja Europy”, czyli zastąpienie tradycyjnych państw świeckich państwami wyznaniowymi. Na ogół rządy zachodnie omijają ambarasujące wyskoki polskiej dyplomacji, licząc się z tym że ktoregoś dnia polski rząd otrzeźwieje i powróci do normalnego współżycia z innymi krajami zachodnimi we wspólnym froncie przeciw Rosji. Prezydenci Obama i Biden traktowali rząd polski z pewnym dystansem, Tylko za czasów prezydentury Donalda Trumpa ociepliły się stosunki posko-amerykańskie mimo że ten prezydent gotów był rozwiązać NATO jako niepotrzebny sojusz, i widział w Putinie partnera do rozwiązania problemów światowych. Przez długi czas rząd Polski, i ich tuba medialna TVP, nie uznawały w pełni zwycięstwa Joe Biden’a w wyborach prezydenckich.

Wydaje się że Polska robi wszystko aby zaostrzyć konflikt nie tylko z sąsiadem wschodnim, ale również i z zachodnim. Nie chodzi tu tylko o to że Niemcy, jako najsilniejsze i najbogatsze państwo w Unii Europejskiej, ścisle przestrzega obecne sankcje unijne przeciw Polsce. Rząd i media państwowe chcą Niemcy zdemonizować w oczach Polaków. Sięgają głeboko wstecz do traumy narodowej powstałej pod okupacją hitlerowskich Niemiec i sowieckiej Rosji w czasie Drugiej Wojny Światowej, aby utrzymać stały gorączkowy stan konfliktu z Niemcami. Mimo poprzednich umów z Niemcami, potwierdzonymi ostatecznie przez PiSowskiego ministra spraw zagranicznych, Annę Fotygę, że Polska nie ma już dalszych roszczeń o reperacje ze strony Niemiec za zbrodnie wojenne, rząd Polski podjął się wystawić rządowi niemieckiemu nierealny rachunek na zawrotną sumę $1.5trn bez żadnej wstępnej dyskusji. Wykonał to mimo wspólnego uczestnictwa Polski i Niemiec w poparciu militarnym i finasowym dla Ukrainy. Robiąc to rząd Polski zaniedbał podobne żądania wobec rządu rosyjskiego z którym jest w autentycznym konflikcie i który, w odróżnieniu od Niemiec, do większości zbrodni wobec Polski się nie przyznał. Ten obraźliwy gest wobiec Niemiec był akt złośliwym i infantylnym w świecie dyplomacji, przynaglonym przede wszystkim celem  ujawnienia rzekomej niepatriotycznej postawy opozycji w okresie przedwyborczym. To się nie udało, ale urazy w Niemczech po tym akcie zostały i mogą wzmocnić poparcie dla prawicy niemieckiej.

Sprawa wygrania nadchodzących wyborów jest w tej chwili nadrzędną sprawą dla obecnego rządu. Klęska wyborcza może doprowadzić do całej plejady pozew sądowych za korupcję i za łamanie konstytucji. Polityka zagraniczna jest tylko instrumentem w walce o utrzymaniu się przy władzy. Ten nacisk na przetrwanie doprowadził nie tylko do niepotrzebnego konfliktu Polski z Unią Europejską i z Niemcami, ale do konfrontacji nawet z Ukrainą, którą całe polskie społeczeństwo wspierało z powodu inwazji rosyjskiej na ich teren. Po blokadzie czarnomorskich portów ukraińskich przez flotę rosyjską Ukraina wysyłała przez Polskę masowe ilości zboża do państw trzeciego świata aby ratować ich przed głodem. Polska mogła stać się intratnym przewoźnikiem tych towarów przez swój terytorium. Niestety państwowe przedsiębiorstwa zainterweniowały i skupowały zboże ukraińskie na rynek polski. Spowodowało to słuszny protest polskich farmerów i to z kolei doprowadziło do odruchowego bojkotu ukraińskiego zboża na terenie Polski. Ostre wymiany dyplomatyczne między Polską i Ukrainą, deklaracje premiera Morawieckiego o zaprzestaniu dalszych dostaw broni do walczącej Ukrainy i brak przywitania między głowami obu państw na konferencji w nowojorskim gmachu ONZ, a później w Polsce, stało się  symptomem patologicznej degradacji obecnej dyplomacji polskiej. Rzekomy przyjaciel Zelenskiego, Andrzej Duda, porównał prezydenta walczącej Ukrainy do „tonącego człowieka chwytającego się brzytwy”. Moskwa te wypowiedzi interpretuje po swojemu. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, komentując wywiad Morawieckiego, wyraził przekonanie, że „rozłam między Kijowem Warszawą i innymi europejskimi stolicami będzie się pogłębiał z czasem”. W każdym razie te słowa hańbią wizerunek polski w oczach Ukrainy, w oczach Zachodu i w oczach własnego społeczeństwa.

Do najważniejszych celów polityki Putina, poza ujarzmieniem Ukrainy, jest rozbicie Unii Europejskiej, podważenie systemów demokratycznych w zachodniej Europie, konflikt stały między Polską a Niemcami, tryumf Trump’a w następnych wyborach amerykańskich, i przywrócenie dominacji rosyjskiej nad ich zachodnimi sąsiadami. Ale dlaczego obecny rząd Polski wyznacza sobie podobne cele? I czy robi to w naiwności, czy celowo?

Wiktor Moszczyński

 

Wiktor Moszczyński