Sunday 15 September 2013

Niezdecydowany Prezydent

We wtorek ubiegłego tygodnia Prezydent Barack Obama wreszcie przemówił bezpośrednio do społeczeństwa amerykańskiego uzasadniając dlaczego mają poprzeċ atak military skierowany przeciwko rządowi syryjskiemu. Na koniec zdenerwował swoich przeciwników, zdenerwował swoich popleczników a pozostali słuchacze, zakłopotani nierozwiązywalnym dylematem syryjskim jeszcze przed przemówieniem, pozostali równie zakłopotani po zakończeniu przemówienia. Amerykanka w Massachusetts zapytana przez dziennikarza brytyjskiego o swoje zdanie skomentowała, “Nie znosiłam prezydenta Busha, i byłam zagorzałą przeciwniczką jego polityki zagranicznej. Ale przynajmniej miał jakąś politykę zagraniczną. A Obama?” I tu wzruszyła ramionami. Trudno określiċ jego ciągłe zmiany decyzji i zmiany nastroju inaczej niż emocjonalną huśtawką. Raz będzie pokój, potem wojna, potem konsultacja, potem znowu wojna, a na koniec, przy współudziale rządu Putina zarazem i wojna i pokój. Mamy “Wojnę i Mir” z nowym rosyjskim autorem. Na pierwszy rzut oka wygląda to jak amatorska zabawa w wielkiego wodza który wydobywa cały arsenał zbrojny super mocarstwa na światło dzienne po to aby go znowu zaprowadziċ do składu, tym samym jednak paraliżując wszystkie obecne inicjatywy w polityce wewnętrznej, a szczególnie tak ważnych dla niego reform w służbie zdrowia. Chwiejnośċ w polityce wewnętrznej grozi upadkiem zaufania społecznego i znacznym podważeniem jego autorytetu; ale chwiejnośċ w polityce zagranicznej grozi kataklizmem na skali światowej. Chytrzy tyrani świata, jak kolejno Hitler, Stalin, Mihaiłowicz, Saddam, obserwując chwiejnośċ przeciwników zachodnich a sami pozbawieni wszelkich skrupułów, podejmują oportunistyczne kroki w kierunku agresji i ewentualnej wojny, tej samej wojny której przywódcy zachodni swoją chwiejnością starali się uniknąċ. Tradycyjnie prezydenci amerykańscy nie musieli zwracaċ się do Kongresu czy do społeczeństwa aby podjąċ inicjatywy militarne, ale wiedzieli że po odważnym pierwszym uderzeniu mogą normalnie liczyċ na poklask kongresmanów i ewentualnie wyborców. W dwudziestym wieku liczyli że każda inicjatywa prezydencka zakończy się pozytywnie. Dopiero Wietnam podważył pewnośċ siebie Ameryki i podważył jej pierwszoplanową pozycję w świecie. Potem nastąpiło najdotkliwsze upokorzenie – uprowadzenie dyplomatów amerykańskich w Teheranie. Te niepowodzenia nauczyły Amerykanów podejmowania wojen krótkich i angażujących jak najmniej wojsk regularnych. Bombardowanie Kambodży, pierwsza wojna iracka, Serbia i Kosowo, początkujący Afganistan angażowały gigantyczną przewagę amerykańskiego lotnictwa i marynarki wojennej nad wrogim wojskiem i, w wypadku pierwszej wojny w Iraku o Kuwejt, dopuszaczało wojsko lądowe dopiero po druzgocącym wstępie najnowoczesniejszego amerykańskiego sprzętu technicznego. Czasem, jak w wypadku Somalii, wystarczyło tylko wystrzeliċ parę rakiet międzykontynentalnych I zadowoliċ się tym że coś się zrobiło i odwróciło uwagę społeczeństwa od innych niepowodzeń . Gdy prezydent Reagan stracił paredziesiąt żołnierzy piechoty morskiej na skutek bomby w Libanie odwrócił uwagę społeczeństwa bezkrwawą inwazją marksistowskiej wyspy Grenady. Pociski w Sudanie odwróciły uwagę od skandali osobistych prezydenta Clintona z Moniką Lewińską. Przy całej propagandize o wojnie gwiazd już nikt w świecie nie kwestionował że USA za rządów Reagana jest supermocarstwem wojskowym a społeczeństwo amerykańskie liczyło na to że wojny będą technicznie spektakularne, względnie krótkie, ze znikomą ilością strat w personelu wojskowym i nieprzekraczające obręby zbalansowanego budżetu rocznego. Efekt przewlekłej drugiej wojny irackiej i przedłużenie wojny w Afganistanie znowu odebrało Amerykanom pewnośċ siebie. Ameryka traciła ponownie swój status nie tylko jako supermocarstwo militarne ale gospodarcze również. Nawet krótkotrwała interwencja w Libii nie wzbudziła zaufania społeczeństwa a prezydent Obama wybrany został prezydentem już jako przeciwieństwo swojego poprzednika. Przyrzekł że nie powtórzy wojny podobnej do Iraku i że zakończy wojnę w Afganistanie. Nie miał zamiaru odgrywaċ role herosa wojennego i do kaźdej inicjatywy wojskowej podchodził sceptycznie. To odzwierciedlało stosunek amrykańskiego wyborcy do dalszych wojskowych przygód. W wypadku wojny domowej w Syrii prezydent Obama zachowywał dużą ostrożnośċ, nawet w kwestii poparcia dla rebeliantów, i robił to ze zrozumiałych względów. Świecki pro-rosyjski reżym Assada, odziedziczony po bezwględnym ojcu, była oświeconą dyktaturą tolerującą rolę kobiet w społeczeństwie i chroniącą prawa chrześcijan który tam mieszkali przeszło tysiąc lat. Zagrożony dwa lata temu podczas “arabskiej wojny”, ze strony zarówno pro-zachodnich liberałów i fanatyków muzułmańskich, reżym bronił się zaciekle przy wsparciu finansowym I militarnym Rosji. Dla Obamy był to gniazdo szerszenii i przestrzegał kolegów w Londynie i Paryżu przed interwencją po czyjejkolwiek stronie. Zastrzegł tylko jedno. Przypomniał reżymowi że nie wolno mu używaċ broni chemicznej wobec rebeliantów bo to przekracza zasadnicze normy prowadzenia wojny. Myślał że samo ostrzeżenie wystarczy. Gdy opozycja syryjska wskazywała przykłady przekroczenia tego przepisu starał się to ignorowaċ. Lecz gdy świadectwo o użycia środku chemicznego “saryn” w przedmieściu samego Damaszku zostało jaskrawo opisane w telewizji, nie mógł już stanąċ na uboczu. Nagle dramatycznie zmienił front. Nie czekając nawet na sprawozdanie z masakry przez specjalną komisję badawczą ONZ, z palcem na cynglu Obama nakazał wojsku przygotowaċ się na karny odwet w kztałcie pocisku “Tomahawk”. Wtórowali mu entuzjastycznie premier Cameron i prezydent Hollande. Poparcie wyrażali Turcy, Arabia Saudyjska, Katar. Nie oglądał się na ONZ bo Rosja i Chiny blokowały możliwośċ uchwały w Radzie Bezpieczeństwa uzasdaniającej interwencję w Syrii. Co prawda Putin zagroził nawet drastycznymi konsekwencjami w wypadku takiego ataku, i nadał rozkaz okrętom rosyjskim aby przepłynęli przez Bosfor na wschodnie wybrzeże Morze Śródziemnego. Lecz mimo groźby eskalacji Obama nie zawahał się dopóki……. Dopóki nie podważył jego strategię sojusznik brytyjski. Najbardziej buńczuczny w kwestii interwencji był rząd brytyjski. Cameron zapowiadał że interwencja nie potrzebuje uzasadnienia ze strony ONZ i że brytyjskie pociski wesprzą atak amerykański. Ale na wszelki wypadek, aby nie powtórzyċ błędu poprzednika przed drugą wojną iracką, i świadomy że brytyjska opinia publiczna była bardzo ostrożna wobec możliwości dalszych interwencji , Cameron ogłosił że zwoła specjalną sesję parlamentu aby uzyskaċ ich zatwierdzenie akcji wojskowej. Tu wszystko mu się rozkleiło. Opozycja zastrzegła że potrzebuje zatwierdzenia ze strony komisji ONZ w wypadku odpowiedzialności reżymu za zbrodnie, i co więcej, uzyskania aprobaty ONZ, nim poprze wniosek rządowy a liczna grupa posłów konserwatywnych głosowała przeciw wszelkiej interwencji. Zdenerwowany premier nagle obrócił się o 180 stopni i orzekł że Wielka Brytania nie będzie pod żadnym pozorem uczęszczaċ w akcji militarnej, mimo że to wcale nie było stanowiskiem Izby Gmin. Odciął się zupełnie od opcji militarnej. Obama, świadomy że 60% opinii publicznej w Ameryce sprzeciwia się interwencji zbrojnej, poczuł nagle że grunt mu się usunął spod nóg. Mimo że konstytucja tego nie wymagała czuł że nie mógł dalej po fiasku brytyjskim utrzymaċ swoje stanowisko bez poparcia ze strony swoich najgorętszych wrogów w Partii Republikańskiej. Decyzją tą zaskoczył nawet swoich ministrówiI najbliższych doradców. Wszystko wskazywało na to że poparcia nie uzyska. I tu przyszła interwencja rosyjska o możliwości nakłonienia Assada do ujawnienia składów broni chemicznej i przekazania jej przestawicielom ONZ. Na szczęście prezydent, mimo swoich lawirowań, w odróżnieniu od Camerona, nie odrzucił opcji militarnej. A bardziej stanowczy od Obamy sekretarz stanu John Kerry, zasłużony weteran Wietnamu, powziął umowę z ministrem rosyjskim Ławrowem na podstawie której Assad ma zaledwie jeden tydzień aby ujawniċ gdzie leżą składy broni chemicznej, i byċ gotowy przekazaċ je na zniszczenie pod kierownictwem ONZ do wiosny następnego roku. Do jakiego stopnia Rosja i Syria dotrzymają słowa w wykonaniu umowy? Jak długo Obama i Kerry nie zrezygnują z opcji militarnej to istnieje szansa że ta broń nie będzie już użyta ponownie. Mimo swojego pokojowego nastawienia prezydent rozumie dobrze że rezygnacja z opcji militarnej oznacza wprowadzenie próżni którą, tak w polityce jak w przyrodzie, wypełnią inne mocarstwa i mocarstewka która będą zwiastunem większego chaosu i ostatecznie wojny. Aby utrzymaċ pokój trzeba byċ gotowym o niego walczyċ. Wiktor Moszczyński 20 wrzesień 2013

No comments:

Post a Comment