Friday 26 June 2015

Rząd grecki udaje Greka.

Najlepiej było określać dotychczasowy stan negocjacji między nowo wybranym rządem greckim Aleksisa Tsiprasa a instytucjami europejskimi jako objaw tej elokwentnej międzyplanetarnej dyplomacji między rządem amerykańskim a mieszkańcami Marsa w filmie “Mars Atakuje”. Wszelkie rozmowy kończyły się katastrofalnym brakiem porozumienia i masakrą samych negocjatorów, tyle że w wypadku obecnym negocjatorzy “masakrowali” wszelkie szanse ugody wyzwiskami i utratą wspólnego zaufania. Sam prezydent Europejskiej Rady Ministrów, niejaki Donald Tusk, określał te rozmowy jako “idiotyczny scenariusz” i na zasadzie że “tu nie chodzi tylko o pieniądze” apelował aby obie strony szanowały się nawzajem i nie starały się upokorzyć drugą stronę. Apel jego był zwrócony nie tylko do greckiego premiera ze swoim świeżym mandatem wyborczym do odrzucenia wszelkich cięć, ale również do Niemców domagających się spłacenia długów i do Europejskiego Banku Centralnego. Finansowo nie chodziło o tak dramatyczne sumy. Grecja ma spłacić 1.6mld euro na końcu czerwca, 3.5mld euro na koniec lipca i 3.2mld euro na koniec sierpnia. Te samy banki gotowe są upłynnić dalsze fundusze Grecji w wysokości 7,2mld euro aby umożliwić spłacenie należnego długu. To troche jak ten stary kawał żydowski gdzie Apfelbaum będzie mógł spłacić dług Rosenbergowi, ale tylko wtedy jak Rosenberg pożyczy mu na to pieniądze. Niby to bezcelowe I smieszne. Ale mądrość tej zasady leży w tym że Apfelbaum był zbyt rozrzutny a teraz musi sięopanować. Tak samo Bank Europejski i Międzynarodowy Fundusz Monetarny chcą wpierw uzyskać odpowiednie gwarancje od Grecji że jej rząd jest gotów wprowadzić dalsze ograniczenia swoich wydatków. Lecz Grecja już ucierpiała tyle z dotychczasowych nacisków na swoją gospodarkę ze strony europejskich I światowych wierzycieli że zastrzegła że żadnych nowych ustępstw nie wprowadzi. Wydawałoby się więc że przepaść jest tak szeroka że nawet najbardziej doświadczeni negocjatorzy unijni nie przewidywali możliwości dojścia do umowy. Szefowa Międzynardodwego Funduszu Monetranego, Christine Lagarde, apelowała aby w następnej (ostatecznej?) rundzie rozmów uczestniczyli wreszcie “dorośli”. Widmo ogłoszenia Grecji bankrutem w wypadku nie spłacenia zapowiedznego długu na dzień 30 czerwca wisiało nad Europą. Giełdy światowe czekały już na nadchodzącą katastrofę a cena euro zaczęła gwałtownie spadać. Nagle od soboty wydaje się że do jakiegoś porozumienia może dojść. Greccy negocjatorzy przybyli z niespodziewanymi nowymi podarunkami, tak jaby już nieco “wydorośleli”. Proponują nowe podatki dla przedsiębiorstw i dla bogatych, wzrost w poziomie VATu na luksusowe towary, reformę w płaceniu na emerytury a nawet możliwe cięcia w budżecie wojskowym. Natomiast zastrzegli że na dalsze cięcia w poziomie wypłaty emerytur I zarobków w sektorze publicznym nie pozwolą. Poniedziałkowy szczyt europejski zakomunikował że najnowsza grecka oferta cięć budżetowych może być podstawą wreszcie do jakiegoś porozumienia a nad treścią tego porozumienia popracują ich fachowcy w ciągu najbliższego tygodnia. W momencie czytania mojego felietonu czytelnicy Dziennika Polskiego mogą już być świadkami ostatecznego porozumienia, albo…… albo dojrzą przygotowania do ewentualnego skoku w przepaść, Dużo będzie zależało od tego czy nasz czytelnik będzie to czytał na gorąco w piątek czy w wygodnym spokoju dopiero w poniedziałek. Dlaczego porozumeinie może w tym momencie być możliwe? Bo obie strony odłożyły wreszcie megafony powtarzające populistyczne slogany swoich elektoratów i zajrzały wreszcie w głęboką otchłan gotową do pochłonięcia ambicji na integrację Europy i wprowadzenia chaosu (trafne greckie słowo!) w codziennym życiu mieszkańców Grecji . Ale również miałoby to szokujące konsekwencje na rynkach światowych. I to mimo że mała Grecja obejmuje zaledwie dwa procent PKB Unii Europejskiej. W wypadku Grecji, ze swoim długiem wynoszącym 240 mld euro (czyli niemal dwukrotnej wysokości własnego PKB) ogłoszenie bankructwa podważyłoby jakiekolwiek zaufanie do jej rządowych obligacji i do wartości jej mienia. Prywatni inwestorzy greccy którzy już wyciągnęli ze swoich kont bankowych 30mld euro w ostatnich czterech miesiącach ogołocilyby banki do końca i rząd byłby zmuszony ratować swoje banki od bankructwa wprowadzając natychmiastową kontrolę kapitału, praktycznie wywłaszacając mieszkańcom ich własne oszczędności. Zarobki już spadły ostanio o 25%, spadną jeszcze więcej; emerytury opadają już o 50%, spadną jeszcze więcej; bezrobocie ogólnie wynosi 25% a ludzi młodych aż 50%, jeszcze powiększą się te sumy. Odcięci od używania euro, musieliby czekać szereg miesięcy nim nowa zdewaluowana waluta znalazłyby się w obiegu. Ceny importowanych towarów prawdopodobnie podwoiłyby się i spowodowałyby ostrą inflację. Długi które obecnie spłacają długoterminowo (czasem aż do roku 2050) na niskim procencie, zostałyby zastąpione nowymi koniecznymi pożyczkami na dużo wyższym procencie, tymbardziej że bez kontroli strefy euro nie byłoby wiadomo czy grecy znowu będą utrzymywać swój skorumpowany system gospodarki. A jeszcze macza tu palce Putin ofiarujący jakby alternatywną drogę Grekom w celu dalszego rozkładu Europy. Teoretycznie Grecja osiągnęłaby długoterminową korzyść z wyjścia ze strefy euro w formie dostępnych cen w nowej dewaluowanej drachmie. Korzystałyby z tego grecki eksport i turystyka. Lecz Grecja ma słabo rozwinięty handel eksportowy a pozytywny efekt tanich cen w greckich hotelach i greckich nieruchomościach zostałby wygaszony przez hulającą inflację i osłabioną infrastrukturą instytucji handlowych i transportu. Pozatem wielu młodych Greków opuściłoby kraj i emigrowało do pozostałych krajów europejskich, szukając pracy. Przy tak ciężkich warunkach pracy i życia codziennego Grecji mogłaby grozić dalsza destabilizacja polityczna podważająca ostatecznie grecką demokrację. Ujemny efekt tzw. “Grexit” na zonę państw euro byłby potencjalnie jeszcze poważniejszy, choć może nie tak drastyczny dla każdego mieszkańca. Wierzyciele w Europejskim Banku Centralnym i w poszczególnych państwach, a szczególnie Niemiec, musieliby skreślić na stratę wszelką możliwość odzyskania długów prekraczających 2040mld euro co spowodowałoby poważną destabilizację euro I rynków europejskich. Zamiast dorzucać nowe fundusze do spłacenia istniejących długów greckich Eurpejczycy musieliby przekazywać w przyzsłości masowe dotacje w formie pomocy humanitarnej dla zubożałej Grecji. Również Grexit ułatwiłby argumenty dla tych ruchów w zadłużonych państwach środziemnomorskich, jak np.Podemos w Hiszpanii, że ich kraje też mogłyby pozbyć się swoich długów tak jak zrobili to Grecy. Ta destabilizacja przyspieszyłaby też odejście Wielkiej Brytanii od Unii Europejskiej. Największy byłby szok propagandowy dla samej waluty euro która dotychczas była uważana jako stabilny i wieczysty związek monetarny skupiający większość państw unijnych na nieodwracalnym etapie dalszej integracji europejskiej. Najbardziej na tej integracji zależy Niemcom i to z dwuch powodów. Pierwszy jest finansowy. Niemcy potrzebują związać swoją dojrzałą gospodarkę z słabszymi państwami aby zapewnić że ich wysokiej jakości towary eksportowe mogłyby być sprzedawane na rynku światowym w konkurencyjnych cenach. Tym samym stabilizują gospodarkę swoich własnych sąsiadów w Europie o ile ci sąsiedzi są gotowi prowadzić stabilną rachunkowość nie przekraczając zanadto swój dług publiczny. Wtedy europeizują się Niemcy, ale i Europa staję się mimochodem co raz bardziej niemiecka, szczególnie przy proponowanej unii bankowej. Drugim powodem jest polityka. Niemcy po zjednoczeniu są najpotężniejszym I nabogatszym państwem w Europie. Jej demokratyczni przywódcy boją się destrukcyjnych demonów niemieckiego nacjonalizmu które już nie raz doprowadziły Niemców do katastrofy. Dlatego kanclerz Angela Merkel powtarza każdorazowo “Jeżeli upadnie euro, upadnie Europa.” Wyjście Grecji ze strefy euro mogłoby dać sygnał innym kulejącym gospodarkom jak Hiszpania czy Portugalia że można ominąć dyscyplinę monetarną narzuconą przez Niemców poprzez Bank Europejski i odrzucić walutę. Wówczas euro straciłoby rację bytu tak istotną dla niemieckich i europejskich interesów. Czy propozycje greckie będą przyjęte przez Europejski Bank w tych dniach? Będzie to zależało od tego czy pani Merkel , od której tak dużo zależy, wyczuje że będzie miała poparcie elektoratu niemieckiego, rozwcieczonego dotychczasową ekonomiczną nonszalancję Grecji. Musi wyczuć czy po obraźliwych wypowiedziach na ich temat ze strony Greków, będą Niemcy mieli zaufanie że Grecy przyjmują wreszcie obowiązek powolnego spłacenia długów. To zaufanie winno być obupólne. Wiarę w utrwaleniu euro podziela zarówno elektorat grecki i niemiecki i to jest ten wspólny mianownik który mogłby przerzucić most nad dotychczasową przepaścią między nimi. Wiktor Moszczyński Dziennik Polski 26 czerwiec 2016

No comments:

Post a Comment