Tuesday 9 June 2020

Ameryka w Opałach


Stany Zjednoczone stoją obecnie pod czterostronnym natarciem który pustoszeje amerykańską gospodarkę i paraliżuje zarządzanie państwem. Groźba narastającej długotrwałej katastrofy wynikającej z tego natarcia spotęgowane jest przez samobójcze zachowanie ich obecnego prezydenta.
Pierwszym ciosem dla Ameryki była pandemia coronowirusa covid 19 która w ciągu 6 miesięcy doprowadziła do 2 milionów zachorowań i 112,000 zgonów. Ta ostatnia smutna statystyka przewyższa ilość zgonów od wirusa jakiegokolwiek innego kraju i przerasta ilość zabitych żołnierzy amerykańskich we wszystkich konfliktach powojennych, łącznie z wojną koreańską. Coraz więcej obywateli
amerykańskich uważa że prezydent Donald Trump fatalnie prowadzi w walkę z wirusem i że na skutek tego kraj cierpi wyjątkowo i niepotrzebnie. On sam zwala winę za tą epidemię, z częściową racją, na rząd chiński, ale lwia część społeczeństwa wini przede wszystkiem jego. Pamiętajmy że jeszcze w lutym, mimo ostrzeżeń Światowej Organizacji Zdrowia (ŚOŻ), i alarmów bijących w mediach amerykańskich, Trump oświadczył że Covid 19 jest medialnym oszustwem, wymyślonym przez Demokratów. Potem reagował jak opętany wprowadzając najpierw zamknięcie granic z Chinami, zalecając lockdown, a potem krytykując ostatnią decyzję gdy inicjatywę przejęli gubernatorzy poszczególnych stanów. Zniechęcał do użycia masek. Lansował leczenie się zastrzykiem wybielacza i spożyciem kontrowersyjnego lekarstwa hydroxychloroquine nie aprobowanego przez lekarzy jako środek przeciw wirusowi. Do tego jeszcze postawił na liście oskarżonych ŚOŻ, ucinając subsydia amerykańskie dla ich budżetu.
Od początku, w walce z pandemią, prezydent kierował się własnym interesem, a nie interesem państwa czy jego ludności. Dla niego najważniejszą kwestią była potrzeba ponownego wygrania wyborów prezydenckich 3 listopada. Mierzył swój wkład kolejno lekceważeniem, następnie energicznym objęciem kontroli, a potem zwaleniem odpowiedzialności na innych, tak jak uważał za wskazane z wyników sondaży. Dlatego też zwlekał z wprowadzeniem dystansowania bo uważał że to może podważyć jego najważniejszy atut przedwyborczy, czyli stan gospodarki państwa.
I miał rację. Po pierwszym ciosie nastąpił drugi. Przez opóźnienie izolacji pozwolił chorobie rozszerzyć się a gospodarka i tak przeżyła wielkie wstrząsy zapowiadające recesję na drugą połowę roku. W lutym stan bezrobocia był 3.5%, ale już w kwietniu podskoczył do 14.7%, a eksperci zapowiadali że dojdzie do 20%. W ciągu marca i kwietnia znikło 19,6 milionów etatów. Wobec nadchodzącej katastrofy obie izby Kongresu, w porozumieniu z jego sekretarzem skarbu, uruchomiły wspólnie $2.8trn do rozruszenia gospodarki, między innymi przez jednorazowe dotacje mieszkańcom $1200 i tymczasowy dodatek $600 do każdej wypłaty dla bezrobotnych. Z ostatniej chwili wiemy że w maju przeszło 2 miliony osób wróciło już do pracy co bardzo ucieszyło prezydenta i dało się odczuć hossą na giełdzie, ale nie koniecznie w opinii publicznej pogrążonej innymi problemami.
Trzecim wyzwaniem dla prezydenta to agresywna polityka Chin i Rosji. Konflikt handlowy z Chinami nie jest wyłącznie winą Prezydenta Trumpa. Miał on odwagę od początku zareagować na chiński masowy dumping subsydiowanego towaru na światowy rynek, który dotychczas prezydenci amerykańscy tolerowali. W tym wypadku Trump’a kontrowersyjne hasło America First zdało egzamin. Lecz rozpętana wojna handlowa między tymi państwami przekształciła się na globalny konflikt handlowy pogłębiony przez rosnące fale narodowego i regionalnego protekcjonizmu. Ten konflikt jest bardzo kosztowny dla amerykańskiego konsumenta a politycznie Xi Jinping jest dożywotnim prezydentem i może przeczekać konflikt z Trumpem który ma przed sobą wybory w tym roku.
A Chiny przechodzą okres tzw „wilczo-wojowniczej” dyplomacji, i to nie tylko w zakresie wojny handlowej. Prezydent Xi odwraca uwagę od wewnętrznych problemów gospodarki i drastycznych efektów zatajonej epidemii w Chinach, prowadząc agresywną politykę zagraniczną. Odgrywa coraz bardziej dominującą rolę w udzielaniu kredytów w krajach afrykańskich i azjatyckich. Wtargnął z bazami wojskowymi na bezludne wyspy morza południowochińskiego, ogranicza polityczną autonomię Hong Kongu i grozi inwazją niezależnemu Tajwanowi. Wobec tej agresji Trump reaguje nerwowo i prowokacyjnie. Wciąż określa obecną pandemię jako „chiński wirus” i publicznie rozpowszechnia
fałszywą teorię że covid 19 powstał w chińskim laboratorium, co tylko jeszcze bardziej podnieca atmosferę nadchodzącego konfliktu. Niestety teza o chińskim autorstwie zarazy, nie wspierana przez amerykańską służbę bezpieczeństwa, jeszcze bardziej podważa jego wiarygodność w świecie międzynarodowej dyplomacji i w oczach własnego społeczeństwa. 57% Amerykanów jednak nie wierzy w teorię Trumpa że coronavirus jest sztucznym tworem.
Dla kontrastu prezydent Trump wciąż bagatelizuje zagrożenie z Rosji bo ma ambiwalentny stosunek do prezydenta Putina, który go fascynuje. Usunął się z zobowiązań strategicznych w Syrii co wzmocniło tam wpływy Rosji. Wystąpił z traktatów z Rosją o otwartych przestworzach i o likwidacji pocisków rakietowych średniego i pośredniego zasięgu (INF) a dalsze poparcie dla NATO uzależnia od zwiększenia finansowych kontrybucji od aliantów. Ostatnio, jako policzek dla kanclerza Merkel która nie poparła jego projektowanego szczytu G7 na Florydzie do którego chce znowu dopuścić Rosję jako członka, Trump zagroził usunięciem 9500 wojskowych z Niemiec gdzie leży główna amerykańska baza w Europie. Pentagon ufa że Trump tą decyzję jeszcze przemyśli ale alianci europejscy liczą na to że prezydentura Trumpa zakończy się nim te wojska będą wycofane.
Lecz w tej chwili Stany Zjednoczone i ich zabłąkany prezydent pogrążeni są w konfrontacji z nowym niespodziewanym, powiedzmy czwartym, dylematem. 25 maja, czarny Amerykanin George Floyd, aresztowany w mieście Minneapolis, zginął gdy policjant przydusił jego kark kolanem przez 9 bitych minut. Policjant i jego wspólnicy ignorowali krzyki protestu ze strony zarówno aresztowanego i przechodniów że nie mógł oddychać. Scenę przedłużonego zabójstwa sfilmowano i rozpowszechniono w społecznych mediach. Szybko władze miasta potwierdziły że czwórkę policjantów zwolniono z policji ale z początku nie było wzmianki że ich aresztowano i czy mają odpowiadać przed sądem. Na ulicach Minneapolis powstały akcje protestu które zamieniły się z czasem w rozruchy, podpalanie budynków i kradzieże.
Te demonstracje rozpowszechniły się jak pożar w fale upałów w przeszło 350 innych miastach amerykańskich. Czasem demonstracje były prowadzone spokojnie, a czasem poszczególni uczestnicy posunęli się do atakowania policji i budynków, ale i w jednym wypadku i drugim demonstrantów czarnych ponosiła straszna frustracja i niepohamowany gniew. Bo mimo wielkich sukcesów w świecie czarnych elitarnych jednostek w Hollywoodzie, w biznesach, w literaturze, w telewizji, w Kongresie, w Sądzie Najwyższym, a nawet w Białym Domu, lwia część społeczeństwa afroamerykańskiego żyje w biedzie i zaniedbaniu, w najgorszych wielkomiejskich slumsach, przy najgorszych szkołach. Częstotliwość śmierci wśród niemowląt czarnych jest obecnie 2,2 razy większa niż wśród niemowląt białych. Narkotyki, alkohol, zła dieta, niestabilność rodzinna, niski poziom szkolnictwa robią swoje. W obecnej pandemii czarni którzy chorują na covid 19 umierają dwa razy częściej niż biali. W samym Waszyngtonie czarni tworzą 47% mieszkańców, ale 80% zgonów w tym mieście przypada czarnym. Większą proporcję nowych bezrobotnych tworzą czarni, większa ilość aresztowanych przez policję i największą ilość zabitych przez policję też tworzą czarni. I tak naprawdę nikogo we władzach to nie obchodziło i nikogo to nie wzruszało.
A było to symptomem szerszych nierówności społecznych obejmujących nie tylko czarnych.
Tym razem jednak odnowiono slogan sprzed siedmiu lat po poprzednim podobnym zabójstwie. „Czarne życie się liczy”. Efekt coronawirusa i bezrobocia było tą kroplą, która przepełniła czarę. A w wielu miastach reakcja policji też przebrała miarę. Kule gumowe, gaz łzawiący, bicie demonstrantów pojawiało się we wielu miastach, często mimo apeli ze strony gubernatorów i merów aby reagować z większym zrozumieniem. Aresztowano przeszło 10,000 demonstrantów. Prezydent Trump zaczął dolewać oliwy do ognia Groził strzelaniem do demonstrantów. Zachęcał własnych popleczników aby zorganizowali kontr-demonstrację. Gdy w parku Lafayette’a w Waszyngtonie zorganizowano już spokojną demonstrację kazał policji przepędzić demonstrantów siłą z parku. Po tym prezydent zrobił sobie zdjęcie opodal parku pomahując biblią przed kościołem.
W końcu domagał się aby wojsko wystąpiło do tłumienia demonstracji. Wyraźnie chciał wykorzystać rozruchy i demonstracje do zainicjowania poczucia zagrożenia państwa aby ponownie uzyskać mandat wyborczy na zasadzie wprowadzenia ładu i spokoju. Po namyśle jego sekretarz obrony narodowej odmówił. W pewnych miastach szefowie policji dołączyli się do demonstrantów. Główny policjant w
Houston wręcz apelował publicznie do prezydenta aby „zatkał się”. Twitter zaczął redagować nieodpowiedzialne komentarze prezydenta. Wybitni generałowie apelowali aby prezydent starał się zjednoczyć państwo a nie dzielił. Powoli fala gorączki zaczyna opadać ale programy koniecznych reform zapobiegawczych wobec problemu nierówności społecznych są jak najbardziej na agendzie. Tylko że
nie na agendzie prezydenta.
W ostatnich sondażach CNN z 8 czerwca 40% elektoratu wciąż popiera prezydenta, ale 57% wyraża niezadowolenie, a szczególnie krytykują go byli poplecznicy w starszym wieku, zszokowani jego zachowaniem w czasie pandemii. Jego demokratyczny rywal Joe Biden prowadzi w sondażach.
Trump był w desperacji, ale teraz liczy na to że gospodarka ożywi się, że pandemia, rzekomo kreowana przez Chińczyków, jest już opanowana i że w jesieni uruchomi swój lojalny elektorat w masowych wiecach. Jest przekonany że wybory wygra, a przyjaciele Ameryki modlą się aby to się nie stało.
Wiktor Moszczyński 12 czerwiec 2020

No comments:

Post a Comment