Saturday 18 June 2011

Prohibicja Rediviva


Al Capone


Nie wiem czemu, ale muszę przyznać się do choć jednego zboczonego nawyku. Otóż kocham amerykańskie filmy o gangsterach, a szczególnie te dotyczące lat prohibicji. Mój najbardziej ulubiony film to „Once upon a Time in America” trwający niemal 3 godziny i odtwarzający zarówno czar jak i mroczne aspekty lat 20. Zwykle w takich filmach gangsterzy ujawniają się jako typy „janosików”. Są to więc osoby o wysokim poczuciu honoru dbające o swoje rodziny i chroniące swoje sąsiedztwa, a okrucieństwo i brutalność zachowują wyłącznie dla swoich rywali ze świata kryminalnego. Władza jest natomiast pokazywana albo jako naiwna i purytańska lub skorumpowana i współpracująca z gangsterami.

Jest to okres prohibicji, kiedy zręcznie kierowane akcje, szczególnie wśród kobiet i protestanckich sekt do zwalczania epidemii pijaństwa, przekonały większość Senatorów i Kongresmanów do przeprowadzenia w roku 1919 osiemnastej poprawki do konstytucji zakazującej produkcji i sprzedaży napojów alkoholowych. Na skutek tego, wielu Amerykanów zaczęło „pędzić” potajemnie własny alkohol w chałupniczych browarniach o różnorakiej jakości. Dostawami alkoholu szmuglowanego z zagranicy zajmowało się podziemie przestępcze. Trujący alkohol przemysłowy destylowano i wypuszczano na rynek. Picie piwa czy wina było tak samo zakazywane jak picie mocniejszych trunków. Wobec tego młodzież robotnicza i studencka przeszła od razu do picia domowych burbonów i ginu. Prawo łamano powszechnie we wszystkich warstwach społeczeństwa a najbardziej na tym handlu skorzystali gangsterzy irlandzcy i żydowscy oraz mafia sycylijska. Czerpiąc z handlu zawrotne dochody tworzyli imperia zła, przekupywali burmistrzów miast, naczelnych celników, komendantów policji i właścicieli gazet. Tylko odważne, nieskazitelne jednostki, miały odwagę przeciwstawić się gangsterom. I te jednostki nie miały poparcia wśród społeczeństwa.

W Nowym Jorku, przed wprowadzeniem poprawki, było 15,000 legalnych barów. Po paru latach prohibicji zastąpiło je 32,000 tzw. „speakeasies”, gdzie pod pozorem barów z lodami i sal tanecznych sprzedawano masowo, ale nielegalnie, napoje alkoholowe.

W Chicago, Al Capone bogaty i bezwzględny wszechwładca miasta, był odpowiedzialny za przeszło czterysta morderstw. Burmistrz miasta przyznawał się do tego, że był jego podwładnym. Nawet sędziowie byli przekupieni. Miedzy 1927 a 1931 rokiem – Chicago było sceną 227 morderstw między gangami. Jednak nikogo nie skazano ani jednym wyrokiem. Między muzyką jazzową a dzikim charlestonem ówczesnych „flappersów” słychać było turkot karabinów maszynowych. Odbywały się orgie pijaństwa a liczba mandatów za prowadzenie wozu po pijanemu wzrosła sześciokrotnie w ciągu pięciu pierwszych lat prohibicji, natomiast ilość zgonów w wyniku spożywania alkoholu wzrosła sześciokrotnie w tym samym czasie.

Okazało się, że prawo przestaje być szanowane w momencie kiedy zaczyna ono podlegać nieprzemyślanym „emocjom antyalkoholowym” i narzuca formy zachowania sprzeczne z opinią publiczną. Nie tylko poszczególny rodzaj prawa nie jest respektowany, ale cały aparat władzy i cała Konstytucja. Przeszło 500 policjantów zginęło w Stanach w tej nierównej walce z bezprawiem, ale społeczeństwo wolało uprawiać kult zabitych mafiosów a nie przedstawicieli prawa, którzy zginęli na posterunku. Komisja senacka orzekła tchórzliwie w roku 1931, że prawny zakaz picia i handlu alkoholem nie jest skuteczny, ale powinien być dalej utrzymany, bo nie ma innej alternatywy.

Dopiero gdy nastąpił krach giełdy a potem zastój całej gospodarki amerykańskiej – politycy w końcu nabrali odwagi i wprowadzili nową zmianę do konstytucji, która unicestwiła niefortunną osiemnastą poprawkę. Najgorsze efekty prohibicji zostały zażegnane, picie alkoholu zostało unormowane, powróciło uszanowanie dla prawa i dla jego wykonawców, jednak słabość Amerykanów do mocniejszych trunków i do hołdowania gangsterom pozostała.

Dziś mamy inną wojnę. Wojnę z narkotykami. Wojnę światową. Rządy wypowiadają walkę na śmierć i życie przeciwko wszystkim przejawom handlu i stosowania narkotyków. I to wszelkich narkotyków, tych mniej i więcej groźnych. Szczególnie podjął tę walkę konserwatywny prezydent Nixon, przerażony epidemią nadużywania heroiny wśród młodzieży i ogłosił „Wojnę z Narkotykami”, zwiększając budżet antynarkotyczny jedenastokrotnie. Częściowo, liczył na początku na rehabilitację, ale w końcu naciski jego popleczników politycznych wciągnęły go i jego następców do walki ze wszystkimi narkotykami (za wyjątkiem alkoholu i tytoniu) – nazywając je „wrogiem numer jeden Ameryki”. Najpierw nastąpiła pewna poprawa, gdyż większość społeczeństw zachodnich bała się tych narkotyków. Zepchnięcie wszelkich środków do strefy zakazanej ma swoje przerażające skutki. W zachodnich państwach mieliśmy wyroki za szmugiel narkotyków, które przekraczały często wyroki za zabójstwa czy gwałt na kobietach. Główną dewizą handlową w więzieniach zachodnich były kiedyś papierosy – teraz stają się nią torebeczki herbaciane pełne trawki lub kokainy.

Tak jak za prohibicji w latach 20., gangi wzbogacają się zyskami z handlu narkotykami.


Pablo Escobar

W roku 1989 główny kolombijski magnat kokainy, Kongresman Pablo Escobar, został zaliczony przez czasopismo „Forbes” jako 7 najbogatszy człowiek na świecie. Szmugiel kokainą mógł prowadzić przy użytku własnych łodzi podwodnych a swoich przeciwników, zarówno w rządzie jak i w pozostałych gangach, likwidował bezwzględnie. Tajny handel narkotykami wzbogaca elity rządowe w Burmie, Wenezueli, Gwinei, Gwatemali, Kosowie a nawet w Afganistanie, gdzie wojska NATO podpalają pola maków drobnych farmerów wzbogacając w ten sposób szczepowych kacyków przy rządzie Karzaja i zmuszając biednych farmerów do szukania wsparcia u Talibów. Wojny między gangami w Meksyku i prośby konfrontacji z rządem doprowadziły w ostatnich pięciu latach do 38000 zabójstw. Około 2 milionów Rosjan zażywa heroinę mimo brutalnej akcji rządu. W skali światowej około 250 milionów osób zażywa jakiś narkotyk, a w ostatnich 10 latach światowa konsumpcja kokainy wzrosła o 27 proc., marihuany o 8.5 proc. a opiatów jak heroina o 35 proc. Takie są skutki obecnej twardej polityki pozostającej na stopie wojennej z narkotykami.

Do niedawna osoby, które krytykowały obecną twardą politykę przeciw narkomanii traktowano jak naiwnych pięknoduchów i spadkobierców tradycji hippisów z lat 60. Niemal żaden polityk nie chciał się wychylić i potwierdzić, że ta walka jest bezskuteczna a nawet szkodliwa.

W Polsce politycy wyśmiewali ostatnio 6-tysięczny „Marsz Wyzwolenia Konopi” przy Pałacu Kultury. Gdy naukowcy amerykańscy nawoływali do masowego skupu maków od farmerów afgańskich na dostawy morfiny do szpitali zachodnich, przyjęto te koncepcje jako bujanie fantastów w obłokach. Na początku czerwca grupa wybitnych dyplomatów, naukowców i emerytów politycznych skupiona w międzynarodowym tzw. Global Commission on Drug Policy doszła wreszcie do innych konkluzji. Nałogowcy narkotyków powinni być traktowani jako pacjenci a nie jako zbrodniarze. Nacisk powinien opierać się na edukacji i rehabilitacji narkomanów. Pewne słabsze narkotyki jak marihuana czy ekstazy, które są mniej szkodliwe niż większość napoi alkoholowych, powinny być zalegalizowane dla dorosłych i kontrolowane przez służby zdrowia, a nie przez sądy i policję. Natomiast służby bezpieczeństwa powinny koncentrować się na walce z baronami handlu międzynarodowego nie ze zwykłymi handlarzami na rogach ulicznych. Uważają, że w ten sposób uda się oddzielić dostawę tych narkotyków od świata przestępczego i podważyć wysokie ceny przynoszące tak wielkie zyski Escobarom tego świata. Członkowie komisji wskazali dobre efekty takiej nowej polityki w Australii, Portugalii i Holandii. Już 10 lat temu rząd portugalski zalegalizował zażywanie wszystkich narkotyków. Badania wykazują, że zażywanie takich narkotyków jak heroina dramatycznie spadło a ilość nałogowców heroiny, którzy padali ofiarami AIDS również spadła dzięki dostępowi ofiar do czystych igieł pod kontrolą służby zdrowia.

Oczywiście reakcja obecnych polityków światowych przypomina tchórzliwe konkluzje członków komisji senatorów z roku 1931. Tak, obecna polityka antynarkotykowa jest bezowocna i szkodliwa, ale dalej musimy robić to samo.

Który mąż stanu będzie miał odwagę ogłosić zmianę kierunku w międzynarodowej wojnie z narkotykami? Cameron? Sarkozy? Merkel? Tusk? Zapewne nie. Obama? Też nie; chyba że za dwa lata, po wygranych wyborach.

Dziennik Polski (Londyn) 17 czerwiec 2011

2 comments: